sobota, 29 grudnia 2012

3. Porwanie

Ratliff wszedł na Twittera z samego rana, by tylko podziękować fanom za świąteczne życzenia.

No cóż... przynajmniej oni o mnie pamiętają.

Widział teraz tweet Adama. Oh, jak on zazdrościł Sauliemu. Tak bardzo chciałby być teraz z Lambertem, chciał czuć jego miłość. Niestety... nie było to realne.
    Tommy postanowił więc, że cały dzień i całą noc zostanie w łóżku. Nie miał już ochoty wstawać i kłócić się z życiem. Wolał rozwiązać ten konflikt bardziej pokojowo.

Pizza i cola, a na wieczór zimne piwo zamiast tradycyjnej wieczerzy? Tak, zgadzam się!

Uśmiechnął się sam do siebie. Pomyślał, że zadzwoni do Adama i życzy mu wesołych świąt, jednak po długiej chwili wahania nie odważył się na to. Co jeżeli Lambert z ukochanym znowu będą uprawiać seks, a Adam odbierze? Wolał zamówić wspomniane wcześniej dania.
    Chłopak długo rozmyślał przez cały tydzień od zdarzenia i doszedł do wniosku, iż Adam zrobił to mu specjalnie.  Serce go mocno przez to bolało. Spojrzał na mały stolik i zobaczył tą samą żyletkę. Zapomniał jej schować. Znów to wczoraj zrobił. Czuł, że popada w depresję. Sądził, że już nic nie będzie takie samo, dlatego zasłonił okna i położył się z powrotem spać.

...

    Podwinął swoje nogi, tak, że kolana dotykały brody i gorzko zapłakał. Była ciemna noc. Cierpiał, kiedy myślał o Adamie, ale w sumie, kiedy Adama w jego myślach nie było, to serce bolało go jeszcze bardziej... Był w sytuacji bez wyjścia.
    Nagle coś zaszemrało. Chłopak ubrał buty, które leżały najbliżej łóżka i zszedł na dół. Nie obchodziło go już nic. Sądził, iż nie czuje strachu. Poczuł, że ktoś przystawia zimną lufę pistoletu do jego głowy. Zacisnął powieki i wziął głęboki oddech.

W sumie... skoro tak cierpię, to może to wszystko zakończyć?

-Nie ruszaj się, gnojku!
Blondyn usłyszał mocny, męski głos który dochodził tuż zza jego pleców. Obok było jeszcze dwóch o wiele wyższych od niego mężczyzn.
-Czego chcecie? Pieniędzy? Tu ich zapewne nie odnajdziecie... - Szepnął Tommy.
-Jak to nie? - Wrzasnął chłopak w czarnej kominiarce. - Jak to nie?!
-Zwyczajnie! - Krzyknął. -Nie mam pieniędzy! Wszystko, co zarabiam od Lamberta idzie na wyżywienie i opłaty! Musicie mi uwierzyć... - Głos Tommyego drżał.
-Tak? - Zapytał, po czym nacisnął spust. Tommy zacisnął mocniej powieki, jednak pistolet nie wystrzelił. - Cholera! Masz szczęście, że nie załadowałem go... tym samym zyskujesz szansę... Wiesz, że nie chcemy ciebie zabijać... daj nam pieniądze.
- Ja naprawdę ich nie mam... przysięgam... - Tommy mówił zgodnie z prawdą. Czasami zachowywał się jak dziecko. Zawsze rozrzutny, żył, jakby miał zaraz umrzeć. Wydawał swoje pieniądze w mgnieniu oka na zwykłe głupoty. Nie był przez to ubezpieczony finansowo.
-Kłamiesz! Jesteś przecież gitarzystą Adama Lamberta!  -Mężczyzna złapał go mocno za kark, a potem za szyję. Tommy zaczął się dławić. Modlił się tylko, by Adam wpadł bez powodu do jego domu i wybawił go... by wziął go w swoje silne ramiona i pozwolił się wypłakać... by powiedział, że wszystko od teraz będzie dobrze. Niestety... Lambert nie przybywał.
-Podaj nam swoją komórkę, chłoptasiu...
Tommy podszedł powoli do małego stolika przy kanapie.
-No dalej! - Krzyczał bandyta.
Podał ją delikatnie do dłoni mężczyzny. Czuł, jakby miał zaraz upaść.
-Co my tu mamy... - Szczupły  mężczyzna przeglądał jego kontakty. - Adam Lambert! Proszę bardzo! A Ty... - Zwrócił się do Tommyego i przyłożył tym razem stalowe ostrze do jego gardła. - Ty będziesz z nami współpracował, prawda?
Chłopak pokiwał znacząco głową i przełknął głośno ślinę. 
-No... - Drobny chłopak poklepał go po ramieniu, po czym wyciągnął taśmę z kieszeni i zakleił usta gitarzyście.  Gdy związano mu jeszcze ręce i nogi mężczyźni go do bagażnika i zamknęli. Tommy jeszcze chyba nigdy nie bał się tak bardzo.

...

-Cholera... - Syknął Adam. - Gdzie może być Tommy?
Cały zespół rozglądał się po sali. Byli zmieszani. Nikt nigdy nie utrzymywał z Ratliffem bliższego kontaktu niż Adam. Każdy uważał go za zamkniętego w sobie introwertyka, dlatego nie potrafili z nim rozmawiać. Nawet nigdy nikt nie próbował tego robić. Nikt prócz Ashley, która można by rzec "dostała kosza" od chłopaka.
-Nic nie wiecie? - kontynuował - Może powiedział coś? Może cokolwiek? Nie wiem, co się dzieje... jego telefon jest ciągle wyłączony. Zaczynam się martwić. - Westchnął.
-Może... - Wtrąciła Keisha - Może zaraz przyjedzie...
-Nie wydaje mi się. Zawsze gdy wylatywaliśmy, to był przed czasem. Rzadko zdarzało mu się spóźnić. - Dodał Lambert. Był już całkowicie dobity i nie miał nadziei, że chłopak przyjedzie.
-To prawda... - Wtrącił Brian. - Ratliff zawsze był cholernie punktualny i nie pamiętam, by się spóźnił.
-Cóż... - Szepnął Adam. - To przykre, ale nie możemy lecieć, kiedy wiem, że coś się zdarzyło. Sumienie mnie zadręczy... Muszę się dowiedzieć co jest. Poza tym... nie chcę innego gitarzysty w zastępstwo. To bez sensu. Musimy odwołać koncert.
-Co?! - Krzyknęli wszyscy razem. - Jak to?!
-Zwyczajnie. Już podjąłem decyzję. Kto tutaj jest szefem? - Uniósł się mężczyzna.
-Ty...- Przyznała mu rację Renee.
-No właśnie... - Mówił całkiem załamany, jednak nie tracił zmysłów. - Chcecie? Lećcie beze mnie. Ja wracam do mojego domu... 
Adam odszedł od grupy która ciągle jeszcze nie mogła zrozumieć co się dzieje wokoło. Po chwili każdy rozszedł się.

...

-Uhmm! - Jęknął Tommy.
-Zamknij mordę, kretynie. Jesteśmy już prawie u celu. Twój Adaś odwołał występ. 
Każdy krzyk Tommyego był stłamszony. Wisiał na sznurach, prawie wyczerpany nie czuł już swoich rąk.
-No... - Zwrócił się do niego drugi mężczyzna. - To może powiesz nam coś o sobie? Haha!
Śmiech wypełnił ciemną piwnicę o roznosił się po niej. Ratliff przecząco pokiwał głową.
-Nie? Oj! To bardzo nie ładnie! Chyba powinieneś zostać ukarany... 
Tommy jęknął ponownie gdy dostał małym kamieniem w plecy. Miał już sporo ran na całym ciele.
-Odklej mu paszczę, John! - Krzyknął jeden do drugiego. - Chyba musi się napić.
-Dobra... Tylko... - Spojrzał na blondyna - żadnych krzyków!
Ratliff pokiwał głową. Po chwili mógł odetchnąć czystym powietrzem. John podał mu trochę wody, a resztą polał jego drobne ciało.
-Proszę.. - Mówił gitarzysta ostatkami sił - Zrzućcie mnie... na dół...
-Hm... - Zastanowił się chwilę wysoki mężczyzna - dobra.
Przeciął liny. Tommy wiedział, ze nie dojdzie do siebie zbyt szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz